MUZYKA:

Osiem żywych instrumentów.

Specyfika miejsc takich jak Filharmonia powoduje, że publika, która się w niej pojawia znacznie różni się od tej klubowej. I tym razem mieliśmy przekrój całego społeczeństwa. Starsi, zapewne fani programu Mam talent, młodsi, a może powinnam powiedzieć młodsze, to zdecydowanie bardziej fanki wyglądu niż talentu ósemki z Poznania. A skoro już o nich mowa, to na początek brawo za punktualność. Co raz mniej w tym kraju, użyję tego słowa, artystów którzy potrafią wyjść na scenę o czasie. A zniecierpliwiona publiczność potrafi być czasem bardzo niemiła. Ale nie tym razem.
 
Muzycznie cały koncert można by opisać za pomocą sinusoidy. I niestety, doły przypisałabym tutaj autorskim kompozycjom zespołu, które pochodzą z płyty A ich najnowszego albumu „Unfinished”. Z kolei tendencję zwyżkową  przypisuję zdecydowanie na korzyść materiału, z którego Audiofeels są bardzo dobrze znani czyli coverów. I teraz uwierzcie mi, że była to prawdziwa sinusoida, bo utwory się przeplatały. Raz własna kompozycja, raz cover. Jak na początku, gdy zaczęli od „What Does It Mean?”, po czym  pojawiło się „Otherside” Red Hotów. Wyjście bardzo bezpieczne, bo jeśli ktoś przez chwilę przysnął w foteliku, to zaraz podrywał się na dźwięk dobrze znanych numerów. A w coverowaniu nie mają sobie równych. W pamięć na pewno zapada ich wersja „Kiss From a Rose” Seal’a  i „Bittersweet” zespołu Apocalyptica, tu przede wszystkim bas Cypisa wgniata w ziemię. A jeżeli już personalizujemy to „gitara elektryczna” Karasa to prawdziwe zjawisko. I człowiek od efektów specjalnych, który nadaje temu wszystkiemu odpowiedni rytm i kształt czyli odpowiedzialny za „plucie do mikrofonu” Kitek.
O ile w języku angielskim to wszystko ładnie się klei, tak w przypadku repertuaru polskiego klimat nam się rozjeżdża. I wczoraj też się rozjechał przy okazji utworu „Banał”. Panowie nie mogli chyba trafniej nazwać tego utworu. Tekst – banał, wykon – banał. Kombinacja w stylu: Jeden Osiem L (zwrotki) spotyka Mietka Szcześniaka ( refren). Za to jeśli mam wyróżnić chociaż jeden z ich własnych utworów, to będzie to singiel ”You came close” promujący najnowszy album. Zgrabny, melodia zapadająca w pamięć, ładna aranżacja. Wychodząc z koncertu nuci się właśnie ten utwór.
Bałam się o show na scenie. Niepotrzebnie. Panowie świetnie sprawdzili się w konferansjerce.  Lekko, zabawnie, bez napinki. Czasem przekomarzali się jak dzieci, jeden naśmiewał się z drugiego, ale generalnie płynnie prowadzili koncert. I za to dostali standing ovation. Odpłacili się „Nothing else matters” i znowu standing ovation.  A z całej tej mieszaniny wrażeń muzycznych lepszych i gorszych najbardziej zapada w pamięć jedna rzecz. Znacie to uczucie kiedy brzmienie instrumentów na koncercie przyjemnie dudni wam w klatce piersiowej? Oni nie mają instrumentów, ale wciąż dudni.
 
A już wkrótce zapis rozmowy z 1/4 zespołu Audiofeels – Kitkiem i Illukiem. Panowie opowiedzieli o tym jakie pytania podczas wywiadów męczą ich najbardziej, jakie to uczucie bezkarnie rozwalić auto i czy obrażają się, gdy nazywa się ich boysbandem.

 

Autor: Daria Kubasiewicz

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00