MUZYKA:

Na końcu świata jest sympatycznie

Muzyka tworzona przez Skandynawów, nieważne czy Islandczyków, Szwedów, Norwegów czy pozostałe nacje tej krainy, posiada bardzo specyficzny klimat trudny do pomylenia z jakimkolwiek innym. Niemniej jednak tamtejsze zespoły, mimo czynników wspólnych, odznaczają się sporą indywidualnością. Podobnie jest z Of Monsters – po pierwszych taktach słychać, że to Skandynawowie, a jednocześnie ciężko ich porównać do jakiegoś innego zespołu. Tym co ich niewątpliwie wyróżnia jest niesamowita radość grania i dużo ciepła, które płynie od ich muzyki. Można się tylko tego domyślać, ale zapewne podczas tworzenia materiału na „My Head is an Animal” i sesji nagraniowej na płytę, uśmiechy nie schodziły z twarzy muzyków i to przeniosło się na całą płytę. Wystarczy posłuchać takich utworów jak skoczny „Little Talks”, przestrzenny „Six Weeks” czy optymistyczny “Mountain Sound”.
 
Mylicie się jednak sądząc, że cały album utrzymany jest w radosnym klimacie. Są też utwory bardziej melancholijne, niosące ze sobą ten specyficzny skandynawski chłód. Jako przykład można tu podać numer o nieodwzajemnionej miłości, przewrotnie zatytułowany „Love Love Love” z genialnie zaśpiewanymi refrenami, czy „Your Bones”. I tu mamy kolejną wspaniałą rzecz dotyczącą Of Monsters and Men – kiedy grają radośnie, wesołość towarzyszy nam do końca utworu, gdy natomiast uderzają w refleksyjną nutę udaje im się sprawić, że popadamy w zadumę, a nawet wzruszenie. Islandczycy świetnie potrafią przelewać emocje na nuty i oddziaływać nimi na słuchaczy.
 
Oprócz tego zespół ma świetne pomysły kompozytorskie. Potrafią pięknie stopniować napięcie i dzięki temu utwory wspaniale się rozwijają przykuwając uwagę słuchacza od początku do samego końca. Najlepszymi przykładami na to są „King and Lionheart”, wspomniany już „Your Bones”, w którym stopniowanie emocji odgrywa kluczową rolę, czy zamykający album „Yellow Light” zaczynający się wręcz sennie, ale zakończony prostymi i jednocześnie porywającymi wokalizami. Generalnie duet wokalistów Nanna Bryndís Hilmarsdóttir i Ragnar þórhallsson jest olbrzymią siłą tej islandzkiej formacji. Ich głosy brzmią pięknie z osobna, a razem fenomenalnie ze sobą współgrają. Oprócz tego w utworach zespołu tyle się dzieje, że pomysły wykorzystane przez Islandczyków w jednym kawałku, innej kapeli mogłyby starczyć na całą płytę.
 
Słuchając “My Head is an Animal” można dojść do wniosku, że na końcu świata jest bardzo sympatycznie. Wszak zdaniem wielu to tam właśnie leży Islandia, a z tego kraju pochodzi zespół tak wspaniale i niewymuszenie bawiący się muzyką jak Of Monsters and Men.

Autor: Michał Cierniak

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00