MUZYKA:

Loki – historia prawdziwa

Gasną światła i na scenę wchodzi Loki. Tak zaczyna się historia pewnego człowieka. Opowiadana dokładnie i powoli. Kim jest Loki? No właśnie. Ci którzy w piątkowy wieczór widzieli koncert Piotra Roguckiego w poznańskim Eskulapie już wiedzą. Cała reszta może się tylko domyślać.
 
Na dobry początek “Wizja dźwięku” i autoprezentacja Lokiego. Krzyk z tłumu – Roguuuuuuuc! – i odpowiedź ze sceny – Kolego chyba pomyliłeś koncerty. Jestem Loki. – I już wiemy, że możemy się spodziewać niespodziewanego. Publiczność powoli oswaja się z Lokim. Przed każdym utworem dostaje informacje w jakim momencie swojego trudnego, hulaszczego życia jest nasz artysta. Utwory płyną z zachowaniem kolejności na płycie, w końcu jest to koncept album. Zaskakują rekwizyty na scenie, z utworu na utwór coraz bardziej. Niech nikogo nie zmyli fakt, że występuje człowiek znany w Polsce z tego, że jest wokalistą Comy. To nie Coma gra tego wieczoru, solowy album Roguca to zupełnie inna bajka.
 
Dochodzimy do “Sopotu”, kolorowe światła i ludzie bujający się na boki. Rzeczywiście robi się sopocko i przaśnie, ale tak naprawdę to prawdziwy protest song. Do historii Lokiego dołączają nowe postaci, najpierw jego kochanek Francesco. I to jego głosem wyśpiewane są “Szatany”. Zaraz po tym dowiadujemy się, że Loki “lubi chłopców i dziewczynki”, to wyjaśniałoby skąd wziął się w tej historii Francesco. Na scenie pojawia się dmuchana lalka, a to oznacza tylko jedno…”Witaminki”. Nagle zgrzyt! Ale tylko dla tych dobrze obeznanych z albumem, bo oto z kolejki wypada “Wielkie K” i od razu rozbrzmiewa “Mała”. To nie pomyłka wokalisty, tylko specjalny zabieg, by zachować ciągłość historii. Tytułowa Mała to wielka miłość Lokiego, a jest nią…trzynastoletnia Kasia. Trzy osoby, to jak wiemy o jedną za dużo, więc zaczynają się miłosne komplikacje pomiędzy Lokim, Francesco, a Małą, co kończy się samobójstwem tej ostatniej. O tym są “Piegi w locie”. Tu pojawia się refleksja, jakiego znaczenia nabiera utwór, gdy jego autor przedstawia pierwotny zamysł. W przypadku tego koncertu takich prywatnych odkryć jest więcej. Po stracie Małej Loki próbuje “Szwajcarskim nożem” zabić Francesca. Po chwili dowiadujemy się, że bezskutecznie. Historia nabiera tempa, z hukiem powraca tirowiec “Wielkie K”, jako ostatnia osoba, która co prawda nie pomoże Lokiemu, ale podzieli się życiowymi mądrościami. Wszyscy zgromadzeni w klubie czują już , że o to zbliżamy się do wielkiego finału. Czerwone flagi na scenie mogą oznaczać tylko jedno. Zemstę Francesco. Najpierw rozbrzmiewa fragment wiersza ” Ptak o którym trochę wiem” Rafała Wojaczka, a potem “Ruda wstążka”.
 
Tu rozstajemy się z naszym bohaterem. Na ostatni utwór wraca do nas…Roguc i prosi publiczność by śmierć Lokiego uczcić pieśnią gospel. Rozbrzmiewają dźwięki najprawdziwszego banjo, a publika tańczy, klaszcze i śpiewa. To się nazywa dobra stypa. Ale to jeszcze nie koniec. Wiemy już jak skończył Loki, ale dostajemy jeszcze dwa utwory na bis. I ciągle czujemy niedosyt, bo to była prawdziwa muzyczno – aktorska uczta. Niełatwa w odbiorze i nie dla każdego. Ze sceny nie padły żadne niepotrzebne słowa i ani jeden nieprzemyślany dźwięk. Roguc naprawdę wkładał w serce w każdy utwór, co ostatnio coraz rzadziej zdarza mu się podczas koncertów Comy. Po tym występie w całości kupuję jego “wizję dźwięku”. Pozostaje tylko powiedzieć: Wstydź się Zielona Góro, że nie dałaś Lokiemu możliwości podzielić się swoją historią.
 

Autor: Daria Kubasiewicz

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00