MUZYKA:

JUSTIN TIMBERLAKE “The 20/20 Experience” – nasza nowa Płyta Tygodnia

Dlaczego Justin Timberlake odsunął się od robienia muzyki w 2006? Może wiedział, że nie ma aż tyle asów w rękawie i lepiej pozostawić sprawę w sferze niedopowiedzeń? Bądź co bądź, w najlepszym wypadku był skromniejszą edycją Michaela Jacksona wypuszczoną na wiek XXI. Sukces, zbudowany na wcześniejszych dokonaniach boysbandu 'N Sync, był jednak niezaprzeczalny. Głośne były występy Timberlake'a w "The Social Network" i stworzenie historii rapu z Jimmym Fallonem, uśmiać się można było też przy podszczypywaniu Bon Iver w Saturday Night Live.

"The 20/20 Experience" jest już z nami. Rzecz to przedziwna – osiemdziesięciominutowa, wypełniona siedmio- i ośmiominutowymi formami płyta rozpoczyna się smykami a la świąteczny Sinatra. Potem dopiero wjeżdża bardziej konwencjonalny podkład, będący dopieszczoną wersją białego r'n'b, jakie znamy z "FutureSex/LoveSounds". Z tym, że i tak Justyś robi wszystko inaczej. Gdzie u konkurencji uświadczymy pojawiające się w "Pusher Love Girl" organy Hammonda? Już w otwierającym całość numerze Justyn oświadcza: będzie tak dobrze, jak było, a może jeszcze lepiej, bo inaczej.
 

Jak to bywa na najlepszych płytach pop, każdy kawałek jest potencjalnym singlem i radiowym hitem. Mi najbardziej przypadły do gustu rozedrgane "Tunnel Vision", następujące zaraz po nim, chyba najlepiej zaśpiewane w zestawie "Spaceship Coupe" z hipnotyzującym, zbasowanym syntezatorem w podkładzie, czy zbudowany na beatboksie "Mirrors" z melodią w stylu popu sprzed dwóch dekad.
 
Nie kryję, że gdy zobaczyłem niemal 80min. na liczniku, trochę się przestraszyłem. Dla porównania – "The Wall" Pink Floyd jest tylko kwadrans dłuższe. Oczywiście porównania do Pink Floyd są pod każdym innym względem nie na miejscu, ale "The 20/20 Experience" nie pozwala się słuchaczowi nudzić. Wypełniona jest równymi, dobrymi kompozycjami. Jeśli kogoś nie zraża falsecik Timberlake'a, powinien ten krążek docenić, tym bardziej, że w dobie potworów typu Nicki Minaj, Pitbulla i innych bezeceństw, dobra radiowa nuta jest szczególnie w cenie.
 
 
Wyszedł Justinowi powrót do muzyki, nie ma co. Być może przez stałą obecność jego utworów w ramówkach rozgłośni radiowych nie wszyscy zauważyli tę przerwę, siedem lat to jednak nie w kij dmuchał. Wrócić na pewno nie było łatwo, a wrócić w tym stylu – prawie nie do zrobienia. "The 20/20 Experience" wyszło mimo wszystko świetnie. Wypada tylko pogratulować.
 
Nie powinien Was zatem zdziwić fakt, że nowa płyta Justysia została naszą Płytą Tygodnia. Jej fragmenty możecie usłyszeć codziennie o 10:05 i 15:05.

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00