MUZYKA:

Dwóch wokalistów Comy.

A tak naprawdę tzw. “Czerwony album” Comy to dobra płyta, choć nierówna. Jest tam wszystko. Echa poprzednich utworów Comy, inspiracje kolegami po fachu i wybijający się od czasu do czasu głos szóstego członka zespołu.
 
No właśnie. Kto może pretendować do miana szóstego członka formacji? Nie kto inny tylko Loki. Solowe wcielenie Roguca przebija się w warstwie słownej w kilku utworach. “0Rh+” przypomina “Rudą wstążkę”, w “Angeli” wyłapiemy trochę “Witaminek”, a “Białe krowy” to zabawa słowem trochę jak w “Argonautach”. Z kolei “Rudy” mógłby spokojnie dołączyć do albumu “Loki – wizja dźwięku” jako 16 utwór. Czyżby Roguc przegrał pojedynek Dr. Jekyll – Mr. Hyde? Może dlatego wszystko dzielą “Na pół”. Nie twierdzę, że to wada tej płyty, osobiście uwielbiam cały projekt Loki, ale jego wyczuwalna obecność może być dla niektórych drażniąca.
 
Pozostając przy tekstach, szeroko komentowana jest rezygnacja frontmana z nadmiernej egzaltacji i słownego ekstremum. Naczelny “grafoman” (jak niektórzy mówią o Roguckim) polskiej sceny rockowej porzucił absolut i mistycyzm. Teksty wydają się być bardziej życiowe, niektóre komentują codzienną, szarą rzeczywistość. Wytknięcie tandety popularnych ostatnio talent show w “Gwiazdozbiorach” czy bezlitosne prawa jakimi rządzi się internet w ” Los cebula i krokodyle łzy”, to dobry zabieg. Niektórzy krzyczą : To już nie Coma! To Ci sami ludzie, którzy krzyczeli na forum zespołu, które zresztą zostało zamknięte, że jeśli nie słuchałeś Comy od pierwszego albumu, to nie jesteś fanem. Psychofani. Usłyszałam dziś fajne zdanie, które mogłoby być mottem psychofanów Comy: “Rogucki wyprowadził mnie z mroku”. Gratuluję. Gdy zespół idzie do przodu oni stoją w miejscu, rozpamiętują i lamentują, że komercja, że się sprzedali. Owszem singiel “Na pół” wprawił mnie w rozpacz, z niepokojem oczekiwałam krążka i z takim samym niepokojem go odsłuchiwałam po raz pierwszy. Wyłapałam nuty “Tonacji”, “Transfuzji” i przez chwilę powtórzyłam za Rogucem “gonię ogon, gonię ogon” (Gwiazdozbiory), ale znalazłam też perełki, które wygładziły wszystkie nierówności albumu.
 
“La mala education”, sentymentalne “Jutro”, rytmiczny “Rudy” , “Los cebula i krokodyle łzy” oraz liryczne “W chorym sadzie” to moi faworyci. Słucha się ich obsesyjnie, na okrągło, a z tym właśnie kojarzy mi się muzyka Comy. Siadasz do niej raz, wsiąkasz na długo. Paradoksalnie po ukazaniu się Czerwonego albumu mówi się , że muzycy poszli w zupełnie innym kierunku, nic bardziej mylnego. Po kilkunastu przesłuchaniach, oswojeniu się z oszczędnością słowa i treści odnajdziecie stare, dobre recepty Comy na formę.
 
Ale największy sprawdzian czeka panów dopiero na koncertach. Ja w ogóle jestem zwolennikiem teorii, że recenzje płyt Comy powinno się pisać po obejrzeniu występu na żywo. Z tego też słyną, energii, która potrafią wytworzyć na koncercie. Tu akurat jestem pewna, że zamkną usta wszystkim krzykaczom. Ale “na wszelki wypadek postawię znak w powietrzu”.
 

Autor: Daria Kubasiewicz

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00