MUZYKA:

Dubstep, Łódź, Szaleństwo

Wszystko wskazuje, że tak! Płyta „The 2nd Law” swoją różnorodnością potrafi przyprawić o zawrót głowy. Na początek dostajemy solidnego kopa w szczękę w postaci bardzo bondowskiego „Supremacy”. Dalej zespół umacnia nas w swoim szaleństwie i czaruje wspomnianym już synthpopem w „Madness”. Kolejny cios pada w rytm funku. „Panic Station” swoimgroovem wgniata w podłogę. Zupełnie jakby Prince zrobił po swojemu „Another one bite the dust”. Potem chwila orkiestrowego wytchnienia by zadać ostateczny cios w postaci epickiego „Survival”. Nagle uświadamiamy sobie, że jesteśmy w połowie płyty, zachłyśnięci całym dobrem, które na nas spłynęło z rąk zespołu i dzieje się coś dziwnego. Każdy kolejny utwór zlewa się w nijaką papkę. Nic już nie buja, nie zaskakuje a przede wszystkim nudzi. Kolejne cztery utwory to typowe dla zespołu numery, które na poprzednich płytach zostałyby „zapchajdziurami”. Czarę goryczy przelewa moment kiedy za mikrofon chwyta basista. Piosenki „Save me” i „Liquid state” to rzeczy tak nieznośnie bezpłciowe, że wstyd o nich w ogóle pisać. Na sam koniec dostajemy instrumentalny dyptyk „The 2nd Law” z elementami dubstepu i orkiestry – bardziej eksperyment niż pełnoprawne numery.

Powiedzmy to sobie wprost – Brytyjczycy nagrali swój najsłabszy krążek. Paradoks polega na tym, że to wciąż dużo lepszy album niż wszystko co ostatnio ląduje na półkach sklepowych. Dlatego warto zapętlić sobie pierwszą szóstkę z „The 2nd Law” i czekać na koncert Muse 23 listopada w Łodzi.

Autor: Paweł Hekman

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00