MUZYKA:

Brzmienie Tranzystorów

Koncert rozpoczęła krótka przemowa Tymona, który namawiał publiczność na podpisanie petycji w sprawie wolnego Tybetu. Nie była to jakaś nachalna agitacja. Raczej informacja, że istnieje taka możliwość. Z resztą fani muzyka wiedzą jak bardzo popiera on całą sprawę, więc nikt nie był specjalnie zaskoczony. Nie dziwi również chęć, z jaką zebrani zostawiali swoje podpisy. Ale do rzeczy…
Wydawało się, że zespół lada moment ruszy „z kopyta”, gdy na scenę wkroczył Czesław Skandal. Alter ego Grzegorza Halamy z filmu „Polskie Gówno”, nad którym Tymon kończy właśnie prace. Występ znanego hodowcy drobiu (tu w roli byłego ochroniarza) zrobił olbrzymią furorę. Halama zaprezentował swoje walory wokalne w 3 bardzo zróżnicowanych utworach. Było trochę hip hopu, rock & rolla i pieśni wesołej, znanej już wielbicielom talentu Grzegorza i Tymona. O tym, że kabareciarz śpiewać potrafi wie każdy, kto choć raz widział jego popisy w telewizji bądź na scenie. Całe show zebrało gromkie brawa. Trzeba też przyznać, że Grzegorzowi do twarzy z wąsem.  
Później poszło już z górki. Tymon wraz z Tranzystorową orkiestrą pokazali jak się gra rock and rolla. Nie zabrakło takich szlagierów jak „Widziałem Cię”, „Help me out”, „Nikt nie ma domu”, „Ewakuacja” czy reaggowy „Biały Miś”. O tym jak wielkim szacunkiem i sentymentem Tymański darzy klasyków świadczyła spora ilość coverów, które usłyszeliśmy w Martenie. „Ziggy Stardust” Davida Bowiego, „Venus in furs” Velvet Underground czy ponad 10 – minutowe „When the music’s over” The Doors na pierwszy bis. Publiczność na pewno nie była rekordowa tego wieczoru w Marten Clubie ale nie sposób odmówić jej oddania i entuzjazmu. Potrafili trzykrotnie zaprosić na scenę muzyków, którzy pomimo zmęczenia całą trasą i samym występem dawali niezwykle energetyczne popisy. Ostatni bis dał już sam Tymon, chwytając za gitarę akustyczną i porywając tłum kolejnym utworem Davida Bowiego „Space Oddity”.
W Martenie nie było osób przypadkowych, każdy wiedział, czego się spodziewać i nie sądzę żeby ktoś wyszedł z klubu rozczarowany. Momentami bywało rubasznie, zawsze rock & rollowo i energetycznie, czasami też nieco spokojniej i z olbrzymim feelingiem. Tranzystory na scenie to żywioł, który warto zobaczyć i przeżyć – najlepiej w niewielkim klubie, który jest ich środowiskiem naturalnym. Środowiskiem, gdzie energię krążącą między zespołem a publicznością widać niemal gołym okiem.

Autor: Paweł Hekman / fot. W.Waloch

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00