FILM:

Cały ten zgiełk

Leonardo DiCaprio nic sobie nie robi z Akademii, konsekwentnie ignorującej jego wyczyny i po raz kolejny daje popis aktorstwa godny statuetki. Może już nie jest tak szalony, jak w "Django", ale za to szalenie konsekwentny, równy przez bite trzy godziny i przede wszystkim niesamowicie autentyczny. W historii maklera z Wall Street, który postanawia na własnych (czytaj: nielegalnych) warunkach zbić fortunę, to Leo dzieli i rządzi.
 
Drugim bohaterem tego filmu jest Scorsese. To, jak "Wilk" jest opowiedziany, jak Mistrz prowadzi narrację, nie pozwalając widzowi na nudę przez całą długość trwania obrazu, jest godne wszystkich nagród świata. Trzymając się sprawdzonych tricków, Martin jest niesamowicie świeży, po profesorsku korzystając z wszystkich niemal dobrodziejstw montażu.
 
 
Jednocześnie jest to film bardzo klasyczny. Można mu nawet zarzucić, że to po prostu dzisiejsza wersja "Chłopców z ferajny". To też ma swoje uzasadnienie. W tych czasach mafia nie gania z bronią w ręku, nie ostrzeliwuje się na ulicach. Dziś bandziory siędzą w biurowcach i – jak to mówi DiCaprio bohater grany przez Matthew McConaughey – "przenosi pieniądze z kieszeni swoich klientów do własnej".
 
Jedynym minusem "Wilka z Wall Street" jest paradoksalnie to, że nie jest… jeszcze lepszy. Szaleństwo w nim jest wbrew pozorom w pełni kontrolowane i mimo że to pięknie wykończony brylant, czasem brak mu zadziorności i połysku diamentu w chwilę po wydobyciu z kopalni. Mimo wszystko "Wilk" to już na starcie jeden z najważniejszych filmów 2014 roku. Nawet jeśli inne będą wyżej oceniane. Nawet jeśli ktoś inny dostanie Oscara – to najnowszy film Scorsese będzie jednym z tych paru filmów, które znać po prostu wypada.
 
 

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00