FILM:

Bardzo dobra komedia romantyczna?

Ale czy na pewno? To bardzo dziwny rodzaj satysfakcji, kiedy film z jednej strony spełnia wszystkie prawidła gatunku, a z drugiej – wprowadza małe niuanse, które nadają mu własnego charakteru. Tak, „Zacznijmy od nowa” jest komedią romantyczną. Ma tytuł jak komedia romantyczna, ma archetypowych dla rom-com bohaterów i zawiera wszystkie gagi i wszystkie kłótnie, jakie w takiej komedii mają się pojawić. Jest jednak przy tym tak cholernie sympatycznym filmem, że nie sposób mu się oprzeć.

Po pierwsze: Mark Ruffalo. Trudno mówić o niespełnieniu, kiedy ma się nominację do Oscara, ale aktor nie zbiera należnego mu „fejmu”. Mało kto wie (a każdy powinien), że aktor, kojarzony dziś przede wszystkim z Hulkiem (żaden wstyd, bo to najlepszy ekranowy Bruce Banner), ma całkiem pokaźny arsenał ról. Może to nie do końca miłe, co napiszę, ale niewielu aktorów tak ładnie ekranowo się upija, jak Ruffalo. Mimika, chwiejne gesty, mowa – zapewne spora ilość praktyki zrobiła swoje i Mark jest w moim prywatnym rankingu kinowych pijaków bardzo wysoko. A tak na poważnie: jest coś w tym facecie, że gdy gra złamanych życiem gości (nieudane małżeństwo, córka, strata pracy), wierzymy mu.

Po drugie: muzyka. Nie jest może najwyższych lotów, a wykonawczo Keirę Knightley ratuje nieco konwencja nieśmiałego, dziewczęcego popu, ale jest po prostu miło. Piosenki nie otrą się raczej o żadne nagrody, od dawna jednak tak przyjemnie nie spędziłem czasu w kinie. Filmy muzyczne są dziś bardzo niedoceniane, a „Zacznijmy od nowa” udowadnia, że niesłusznie. Jednak inaczej niż w przypadku musicali, tutaj piosenki nie komentują fabuły, ale raczej uzupełniają obraz bohaterki, przez co Greta wydaje się widzowi jeszcze bliższa.

Po trzecie wreszcie: reżyseria. John Carney miesza warsztatowo pocztówkowe ujęcia z ruchomymi zbliżeniami „z ręki”. Nie sposób nie docenić plastycznej urody obrazu, a z drugiej strony czujemy się wpuszczeni do jednego pomieszczenia z bohaterami, obserwując ich z najmniejszej odległości. Zresztą postacie pojawiające się w „Begin again” są dobrze napisane i po prostu sympatyczne i nawet nieco utykająca aktorsko Knightley wypada tu dobrze. Dodatkowo sceny kręcenia piosenek w plenerze są zrealizowane bardzo pomysłowo i to one są w tym filmie momentami, gdy „znikamy” w tym obrazie.

Carney zebrał dookoła filmu świetną obsadę (poza Ruffalo i Knightley jest tu jeszcze odkrycie braci Coen z „Prawdziwego męstwa” – Hailee Steinfeld, a także solidna reprezentacja muzycznego świata w postaci Adama Levine’e, Cee Lo Greena i Mos Defa) i doskonale nią pokierował. Jedną z rzeczy, które najbardziej przypadły mi do gustu jest fakt, że autor nie ocenia swych bohaterów. Nawet w przypadku kogoś uchodzącego w tym świecie za „czarny charakter” wiemy, że jest dla niego nadzieja, że rozumie i wie, co i dlaczego mu się przytrafiło.

„Zacznijmy od nowa” jest tylko i aż bardzo dobrą komedią romantyczną. Czasami banał potyka się tu o banał, a kolejne kwestie potrafimy przewidzieć z dokładnością co do przecinka. Jednak John Carney, Mark Ruffalo i parę niezłych piosenek sprawili, że nie sposób nie lubić tego filmu. Jest bezpretensjonalny, pozytywny, zabawny i zostawia człowieka z przeświadczeniem, że wszystko będzie dobrze i że rzeczywiście da się zacząć od nowa. A czasami tylko tego nam trzeba.

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00