POLSKA I ŚWIAT:

Anna Rogowska chlubą Polski

Rogowska swój sukces świętowała z tylko ciut-ciut mniej szczęśliwą koleżanką Moniką Pyrek (zdobyła srebro) i Amerykanką Chelsea Johnson, która razem z Pyrek zajęła drugie miejsce.

To był prawdziwy show: dwie odsłony tańca w sukience sporządzonej na chybcika z biało-czerwonej flagi, runda honorowa po bieżni stadionu, balet z misiem – oficjalną maskotką MŚ, a nawet pokładanie się po ziemi z nadmiaru radości, od której Ani ciekły aż łzy.

Kilkanaście metrów od Polki płakała niczym bóbr Caryca Tyczki – Jelena Isinbajewa. Ale lały jej się łzy zupełnie innego rodzaju: wyrażające smutek, bezsilność, złość sportową. Jelena była murowaną kandydatką do zdobycia medalu z najcenniejszego kruszcu, ale w jej skakaniu coś się w środę zacięło. Jeszcze dzień wcześniej na treningach bez trudu pokonywała 4,80 m. W finale konkursu szło jej jak po grudzie. Przed ostatnią próbą urocza Rosjanka długo się mobilizowała, przemawiała sama do siebie, lecz efekt był taki sam, jak wcześniej – strącona tyczka.

– Jelena miała problem z bieganiem. Już po rozbiegu widziałam, że tylko cud ją może uratować przed strąceniem tyczki – analizowała na gorąco nasza wicemistrzyni świata – Monika Pyrek.

Nieszczęście Rosjanki oznaczał eksplozję radości w obozie polskim!

"Mamy dwa medale!" – wiwatowano i nikomu nie przeszkadzało, że poziom konkursu nie był wysoki. Złoto dawał skok na 4,75, podczas gdy rekord Polski (należący również do Rogowskiej) wynosi 4,83 (z sierpnia 2005 r. z mityngu w Brukseli). Anna lepszy wynik osiągnęła nawet na niedawnych mistrzostwach Polski w Bydgoszczy (4,80 m).

– Po medalu, jaki zdobyłam na igrzyskach w Atenach miewałam w karierze górki, ale były też dołki. Nie poddawałam się, pocieszałam się, że czas pracuje na moją korzyść i miałam nadzieję, że jeszcze stanę na najwyższym stopniu podium i usłyszę Mazurka Dąbrowskiego. Nie spodziewałam się jednak, że stanie się to już teraz, na mistrzostwach świata! Wciąż nie mogę w to uwierzyć – mówiła Anna Rogowska.

Mieliśmy już w historii lekkoatletyki kilka polskich dyscyplin, konkurencji. Na olimpiadzie w Atlancie były to zapasy, polską specjalnością okrzyknięto również sztafetę czterystumetrowców, chód sportowy na przełomie wieków zmonopolizował Robert Korzeniowski. Teraz pora na polską tyczkę!

Rogowska jak … Kozakiewicz!

Żaden Polak nie wygrał w tej, jakże trudnej technicznie konkurencji równie mocno obsadzonych i prestiżowych zawodów od Władysława Kozakiewicza na IO w Moskwie (a i tam nie było całej światowej czołówki).

W ten sposób historia zatoczyła koło. 29 lat temu Kozakiewicz za najgroźniejszego konkurenta miał również Rosjanina – Konstanina Wołkowa. Teraz Anna Rogowska musiała zmagać się z wielką Isinbajewą, której w poniedziałek nie udało się zaliczyć żadnej wysokości.

– Gdy już dotarłam do finału, myślałam tylko o tym, żeby zająć miejsce w pierwszej "trójce". Nie interesowało mnie, czy będę trzecia, druga, pierwsza – ta pozycja nawet mi nie przychodziła do głowy – nie ukrywała urocza gdynianka.

Rogowska, jak wszystkie tyczkarki świata, długo pozostawała w cieniu Isinbajewej. Po raz pierwszy pobiła ją w lipcu, na zawodach w Londynie. – Wreszcie udało mi się przerwać nudny schemat, że wszystko wygrywa Jelena – mówiła Anna. Nieśmiało też marzyła o medalu MŚ w Berlinie: – Może uda nam się razem z Moniką wskoczyć na podium. W końcu Isinbajewą boli kolano, a Fieofanowa nawet się nie zakwalifikowała na mistrzostwa – planowała.

Trenerem i mężem Rogowskiej jest fachowiec nie lada – Jacek Torliński.

Wytrwała i pracowita

Przypadek Rogowskiej to potwierdzenie przysłowia: "Bez pracy, nie ma kołaczy". Anna wylewała siódme poty na treningach i nie załamywała się tym, że od pięciu lat (brąz na igrzyskach w Atenach), nie osiągała znaczących sukcesów na stadionie otwartym.

– Nawet gdy miałam słabszy dzień, realizowałam plan treningowy i ćwiczyłam z tak samo dużym obciążeniem – przyznaje.

To daje efekty. Na rozbiegu Rogowska pobijała rekordy szybkości, a do tego wzmocniła się fizycznie. To pozwoliło jej użyć dłuższej o 10 cm i twardszej tyczki. – Jeszcze dwa lata temu bałam się podczas zawodów sięgnąć po najtwardsze tyczki. A teraz biorę te mające 450 cm długości. To pozwala mi na osiąganie lepszych rezultatów – podkreśla Anna Rogowska.

Hart ducha pomógł jej nawet przezwyciężyć kontuzję stawu skokowego, jakiego nabawiła się w minioną środę podczas ostatniego treningu przed pierwszym startem w Berlinie. – Wydawało mi się wtedy, że mistrzostwa mam z głowy – kręci głową na wspomnienie urazu. Teraz faktycznie ma MŚ z głowy. Tyle że z upragnionym złotym medalem na szyi!

Anna Rogowska
Urodzona: 21 maja 1981 r. w Gdyni
Klub: SKLA Sopot

Sukcesy: złoto na MŚ w Berlinie, brąz na IO w Atenach, srebro na halowych MŚ w Moskwie (2006 r.), srebro na halowych ME w Madrycie (2005 r.), mistrzostwo Polski (sierpień 2009 Bydgoszcz).

Autor: Interia.pl

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00